Festiwal nie byl zbyt duzy, co nas zaskoczylo, bo w Toledo mieszka calkiem sporo Polakow. Niestety, wsrod osob sprzedajacych bilety wstepu na teren festiwalu (5$ w piatek i sobote, 3$ w niedziele) badz sprzedajacych polskie jedzenie i pamiatki w ogole nie bylo Polakow. Co wiecej, nie slyszelismy nikogo mowiacego po polsku.
Na stoiskach z pamiatkami mozna bylo kupic koszulki, bluzym czapki, breloczki itd. z polska flaga badz innym elementem kojarzacym sie z naszym krajem. Bylo tez sporo nadrukow angielsko-polskich, np. "I don't always dance but when I do, I dance POLKA" albo "Wanna see my KIELBASA?"
Najwiekszym zainteresowaniem cieszylo sie oczywiscie polskie jedzenie ;) Pierogi, kielbasa, placki ziemniaczane, kapusta, kopytka, barszcz czerwony oraz tzw. Halusky, ktore okazaly sie byc czyms w rodzaju lazanek.
Zdecydowalismy sie na Polish Platter, czyli taki misz-masz na talerzu. Za 12$ dostalismy oto taki zestaw: kawalek kielbasy, dwa pierogi z serem i ziemniakami, placek ziemniaczany, Halusky i brokuly. Kielbasa byla pyszna, pierogi tez, natomiast najmniej smakowal mi placek ziemniaczany, byl bardzo suchy. Ale ogolnie wrazenia pozytywne.
Jedna z atrakcji festiwalu byl tez zespol, ktory gral biesiadne polsko-angielskie piosenki. Byl tez parkiet, na ktorym mozna bylo potanczyc, na co tez kilka par sie skusilo.
Niektorym szlo naprawde dobrze ;)
Podsumowujac, naprawde fajnie jest sie wybrac na takie wydarzenie jak Polski Festiwal, szczegolnie jesli jest sie w Stanach od dluzszego czasu i teskni sie za polska kultura.
Co do polskiego jedzenia - zawsze mozna sobie przygotowac takie samemu w domu, o czym opowiem w nastepnym poscie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz