poniedziałek, 25 lipca 2016

Merry Christmas in July, czyli grudzien w lipcu

W Stanach obchodzi sie bardzo wiele roznych dziwnych swiat. Jednym z nich bezapelacyjnie jest Christmas in July, czyli obchody Swiat Bozego Narodzenia w lipcu. Oczywiscie nie sa one obchodzone tak uroczyscie i z rozmachem jak w grudniu; supermarkety nie wypelniaja sie bombkami, choinkami i czekoladowymi mikolajami, a w glosnikach nie slychac Jingle Bells czy All I Want For Christmas. Polega to na tym, ze Amerykanie spotykaja sie w gronie  rodziny i przyjaciol, robia grilla, czasami zakladaja czapki Sw. Mikolaja i zapalaja swiatelka na drzewie w ogrodzie. Wychodza z zalozenia, ze w grudniu, kiedy zazwyczaj jest zimno i snieznie, nie ma mozliwosci zrobienia barbecue i nacieszenia sie ladna pogoda - musza sobie zatem to jakos zrekompensowac, stad obchody Christmas in July.
Warto dodac, ze w klubach, barach i pubach czesto organizowane sa imprezy tematyczne dotyczace Christmas in July. Jednak obchody tego "swieta" powoli zanikaja i nie sa juz tak bardzo popularne, jak kiedys.

Ja nie obchodzilam Christmas in July. Jednak na potrzeby bloga, a takze z czystej ciekawosci, wybralam sie w sobote do niewielkiego portu (przypominam, ze mieszkam nad jeziorem), gdzie z okazji 25. lipca odbywal sie koncert, a wielu mieszkancow przyszlo tam posluchac muzyki i urzadzic grilla badz po prostu napic sie piwa z przyjaciolmi. Atmosfera byla iscie swiateczna, to trzeba przyznac.










Podsumowujac ten krotki post: Merry Christmas in July, kochani!

sobota, 23 lipca 2016

Z wizyta u Amiszow

Korzystajac ze slonecznej pogody, w zeszly czwartek wraz z chlopakiem postanowilismy wybrac sie do wioski Amiszow. Chcielismy na wlasne oczy zobaczyc, jak zyja ci ludzie. Co wazne - jest to prawdziwa wioska, w ktorej mieszkaja Amiszowie, nic tam nie jest na pokaz. Mielismy zatem okazje zobaczyc ich domy, gospodarstwa, dowiedziec sie wielu informacji na temt ich kultury, przejechac sie specjalnym wozem, dokarmiac egzotyczne zwierzeta, kupic domowej roboty ser zolty i czekolade z maslem orzechowym. Slowem - to byl bardzo pozytecznie i przyjemnie spedzony dzien.

Amiszowie zamieszkuja poludniowy zachod Ohio, sa ta m.in. miejscowosci Millersburg, Walnut Creek i... Berlin (nazwa nie jest przypadkowa, bo poczatki cywilizacji Amiszow siegaja Europy, m.in. Niemiec, Szwajcarii, Czech i Slowacji). Jechalismy tam tylko niecale dwie godziny, wiec dosc krotko, ale wielu ludzi, ktorzy nie sa z Ohio, wynajmuje pokoje w hotelach i spedza w wiosce nawet kilka dni.

Nasza wizyte w wiosce Amiszow zaczelismy od 15-minutowego filmu nt. kultury i obyczajow Amiszow. Pozniej jeden z nich, oczywiscie majacy brode, baki i slomkowy kapelusz na glowie, opowiedzial nam historie Amiszow od poczatku ich powstania. Nastepnym punktem programu byl 30-minutowy spacer po jednym z gospodarstw. Zobaczylismy typowy dom Amiszow (niestety, do srodka nie mozna bylo wejsc, ale przez okna udalo nam sie dostrzec bardzo skromny wystroj domu: duzy, drewniany stol, drewniane krzesla, prosta kuchnia, zadnych ozdob, obrazow itp.), budynek szkoly podstawowej z XIX w. oraz stodole wraz z typowymi powozami uzywanymi po dzis dzien przez Amiszow (ciekawostka: zbudowanie jednej, dosc duzej, stodoly, zajmuje Amiszom jeden, maksymalnie dwa dni!)







    Zwroccie uwage, ze na fladze znajduje sie tylko 36 gwiazdek.







Potem wybralismy sie do fabryki sera. Wlasciwie byl to duzy supermarket, w ktorym mozna bylo kupic rozne rodzaje sera zoltego, wszystkie wyprodukowane przez Amiszow. Co najlepsze, kazdy klient mial mozliwosc sprobowania kazdego rodzaju sera przed jego kupieniem. Poza tym, mozna bylo kupic przepyszne bloki czekolady, rowniez w 100% wyprodukowane przez Amiszow. Wszystko wygladalo cudownie, jednak my nie szalelismy i kupilismy tylko dwa bloki sera zlotego oraz jeden blok czekolady z maslem orzechowym.

Po czesciowym zaspokojeniu glodu serem zoltym i czekolada, wybralismy sie na inne gospodarstwo Amiszow, aby przejechac sie specjalnym wozem po mini zoo prowadzonym przez wlascicieli gospodarstwa. Powiem szczerze, ze bylam troche zaskoczona, ze Amiszowie posiadaja takie zoo, ktore zapewne sluzy wylacznie przyciaganiu turystow. Naszym woznica byl 100% Amisz, takze fakt ten nadal calej przejazdzce unikatowego klimatu. Przejazd trwal godzine, a kazdy turysta (bylo nas 10 osob na jednym wozie) otrzymal wiaderko z karma dla zwierzat, zeby mogl karmic spotykane po drodze zwierzeta.









Najwieksza atrakcja dla mnie byly bezapelacyjnie zyrafy. Po raz pierwszy w zyciu widzialam te zwierzeta na zywo, a w dodatku mialam okazje je nakarmic.





Nastepnym, i ostatnim juz, punktem programu, byla wizyta w sklepie z pamiatkami, ktory okazal sie tez mini muzeum. Mozna bylo tam bowiem zobaczyc rozne stroje Amiszow, z ktorych wiekszosc jest uzywana przez nich do teraz.







Na tym zakonczylismy nasza wizyte w wiosce Amiszow.
Jakie byly nasze odczucia po tej calodniowej wycieczce? Zdecydowanie pozytywne. Dobrze bylo poznac inna kulture, zobaczyc, jak zyja inni ludzie. Niektore rzeczy byly dla nas, majacych stycznosc z technologia kazdego dnia, dziwne. W kilku sklepach, w ktorych bylismy, nie bylo mozliwosci platnosci karta. Co wiecej, zaskoczyl nas fakt, ze Amiszowie nie korzystaja z samochodow, w zwiazku z tym nie maja mozliwosci podrozowania i odkrywania nowych rzeczy. Jednak po osiagnieciu wieku 16 lat, moga wybrac, czy chca zostac w swojej spolecznosci, czy tez dobrowolnie od niej odejsc i zaczac zycie takie, jakie prowadzi zdecydowana wiekszosc Amerykanow. Czy jednak warto poswiecic spokoj, wolne tempo zycia, brak manipulacji przez media dla komputera, karty kredytowej i smartphone'a? W tej kwestii decyzja nalezy tylko i wylacznie do Amiszow.

niedziela, 10 lipca 2016

Zycie nad jeziorem

Dzis rano, jeszcze przed sniadaniem, wybralam sie na plaze (ok. 10 min. autem od domu). Spacerujac po goracym piasku pomyslalam, ze dobrze byloby opisac mniej wiecej miejsce, w ktorym mieszkam,poniewaz jest ono typowo turystyczne, a wiec dosc ciekawe.

Zatem zacznijmy.
Polnocna czesc stanu Ohio polozona jest nad jeziorem Erie, ktore nalezy do kompleksu pieciu tzw. Wielkich Jezior Ameryki Polnocnej. W zwiazku z tym, wszystkie miasta polozone na polnocy, odwiedzane sa przez turystow z calego kraju, a nawet i swiata. Ponadto, w miescie Sandusky znajduje sie jeden z najpopularniejszych i najwiekszych parkow rozrywki na swiecie (a wiadomo, ze Amerykanie ubostwiaja parki rozrywki - o tym bedzie oddzielny post).



Jako osoba na codzien mieszkajaca w Warszawie - miescie duzym, gesto zaludnionym, uwielbiam spedzac wakacje nad jeziorem Erie, z dala od smogu, trabiacych ciagle samochodow i wciaz spieszacych sie dokads ludzi. Wystarczy wsiasc w auto, przejechac kilka minut, i mozna zaczac przechadzac sie brzegiem jeziora. Jesli ktos lubi kajaki badz ma licencje zeglarska, mozna bez problemu wynajac kajak badz lodke i ruszyc na wyprawe.














Niestety, mieszkanie nad jeziorem ma tez swoje minusy: owady. Duzo owadow. Bardzo duzo owadow. Pod koniec czerwca natknac sie tu mozna na setki, a moze nawet tysiace jetek (mayflies), ktore obsiadaja wszystko: budynki, samochody, chodniki i ludzi. Nie gryza, nie sa w ogole szkodliwe, zyja tylko 48 godzin, ale dla kogos, kto nie znosi owadow, sa prawdziwa udreka.







Podsumowujac: zycie nad jeziorem ma swoje plusy i minusy, jak wszystko zreszta. Jesli ktos lubi cisze i spokoj, spacery po plazy i parki rozrywki, a jetki mu nie przeszkadzaja, zapraszam na polnoc Ohio :)

PS Kochani, czy sa tematy, ktore chcielibyscie, abym poruszyla na moim blogu? Moze jest cos, co Was szczegolnie interesuje, cos zwiazanego z amerykanska kultura, ludzmi, zyciem codziennym? Jesli tak, prosze o kontakt.

wtorek, 5 lipca 2016

Happy 4th of July!, czyli obchody Dnia Niepodleglosci

Po niemal rocznej przerwie postanowilam wrocic do pisania bloga. Dlaczego? Nie kazdy ma tyle szczescia co ja, aby przyjechac do Stanow na kilka miesiecy i doswiadczyc amerykanskiego zycia, ktore potrafi zaskoczyc na kazdym kroku. Mam wiec nadzieje, ze moje posty beda dla wielu z Was zrodlem wiedzy o Stanach z pierwszej reki, a takze zacheca do odwiedzenia Ameryki w przyszlosci.

Pierwszy post w tym roku nie moze dotyczyc niczego innego, jak Swieta Niepodleglosci (Independence Day), ktore mialo miejsce wczoraj, tj. 4. lipca (byla to 240. rocznica). Dzien ten jest bardzo hucznie obchodzony w calym panstwie. Amerykanie, jako nienaganni patrioci, kochaja swoj kraj i milosc te wyrazaja przede wszystkim poprzez celebrowanie the 4th of July. W dniu tym nieczynne sa instytcje panstwowe, np. banki, urzedy, szkoly. Otwarte natomiast sa wszystkie supermarkety (czyli inaczej niz w Polssce, gdzie wszystkie sklepy sa zamkniete). W wiekszych miastach odbywaja sie parady z okazji Swieta Niepodleglosci, w ktorych uczestnicza tysiace ludzi. Niestety, ja mieszkam w dosc malym miasteczku, w zwiazku z tym nie moglam uczestniczyc w takiej paradzie. Jednak czekaly na mnie inne, rownie mile, atrakcje.

4. lipca spedzilam ze znajomymi, ktorzy mieli akurat tego dnia wolne w pracy. Zrobilismy tradycyjnego amerykanskiego grilla (barbecue) i spedzilismy fajnie czas, rozmawiajac i grajac w gry planszowe. Nie zabraklo oczywiscie elementow dekoracyjnych nawiazujacych do Swieta Niepodleglosci.





Nawet piesek zostal ubrany stosownie do okazji.

Wieczorem, ok. 22:00, pojechalismy na pokaz fajerwerkow. Fajerwerki bowiem to nieodlaczna czesc obchodow Swieta Niepodleglosci. I tu kolejna wazna roznica miedzy Stanami a Polska: w USA fajerwerki odpala sie przede wszystkim 4. lipca (rzadziej w Sylwestra), w Polsce - w Sylwestra (nigdy 11.listopada).
Pokaz fajerwerkow odbyl sie w ogrodzie naszych znajomych, a podziwiac je przyjechalo bardzo duzo ludzi z sasiedztwa. Wszystko trwalo blisko dwie godziny bez zadnej przerwy, a pokazowi towarzyszyla muzyka - przeboje nawiazujace do amerykanskiej dumy, patriotyzmu, wolnosci i ogolnej radosci z odzyskania niepodleglosci.